Po przeczytaniu czterech części „Kwiatu Paproci” Katarzyny Bereniki Miszczuk postanowiłam sięgnąć po kolejne pozycje z jej literackiego dorobku. Tym razem wybór padł na trylogię: „Ja, diablica”, „Ja, anielica”, „Ja, potępiona”. Nie da się ukryć, że powieści są w chronologii starsze od „Kwiatu paproci”, temat i bohaterowie są zdecydowanie bardziej młodzieżowi, a język oraz styl, którymi posługuje się autorka pozostawiają jeszcze wiele do życzenia, dopiero pną się, uczą. Rozwój pisarski z łatwością można zauważyć na kartach trylogii, opisy staja się bardziej poetyckie, akcja nabiera charakteru i traci swoją młodzieńczą naiwność.
Historia Wiktorii, głównej bohaterki, rozpoczyna się, o ironio, w momencie jej śmierci. Pchnięta nocą w parku dziewczyna odzyskuje świadomość w zupełnie innej rzeczywistości, choć silnie przypominającej labirynt korytarzy w „uwielbianej” przez wszystkich skarbówce. Okazuje się, że Wiki trafiła do piekła, jednak miejsce wiecznego potępienia okazuje się przekraczać wszelkie ludzkie wyobrażenia. Los Diablos, bo tak nazywa się miasto, w którym dwudziestolatka otrzymuje lokum (i to nie byle jakie, ponieważ jest to willa nad morzem), zamieszkałe jest przez wielkie osobistości znane z historii (Napoleon, Kleopatra), a także przez upadłe anioły. Wiktoria nie zostaje jednak przeciętną obywatelką piekła, która może trwać wieczność nad pięknym wybrzeżem, została ona zatrudniona jako diablica, a zatem nie tylko musi stawiać się na „targach o duszę śmiertelników”, ale także przekonywać nieszczęśników, że chcą trafić do piekła. Dodatkowym bonusem tej pracy jest diabelska moc, która umożliwia jej podróżowanie na ziemię, a także czarowanie przez pstryknięcie palcem.
Dość szybko okazuje się, że śmierć Wiktorii nie była przypadkowa i została ona sprowadzona do piekła przez przebiegłego diabła Azazela oraz uwodzicielskiego Beletha. Cała trójka nieźle namiesza w Dolnej Arkadii (jak mówi się w niebie o piekle), a skutki tego dotkną także życia śmiertelników.
W części drugiej trylogii, Wiktoria wraz ze swoimi ulubionymi diabłami, które za żadne skarby nie mogą powstrzymać się, aby nie wpakować siebie i jej w największe kłopoty, udają się do nieba. Dobroduszni aniołowie zupełnie nie zdają sobie sprawy, jacy zdrajcy znajdują się w ich szeregach, ani jakich kłopotów przysporzy im pobyt diabłów i Wiktorii.
W części trzeciej Wiktoria zostaje zesłana do Tartaru. Jeśli niebo to wieczne wakacje dla ludzi łagodnych, dobrych i miłych, a piekło to wakacje dla krętaczy, imprezowiczów, to trzeci wymiar zaświatów jest szarym kołchozem, w którym rosną tylko ziemniaki, a władzę sprawuje Neron, Kuba Rozpruwacz i Hitler. Najgorszy w tej sytuacji jest jednak fakt, że z Tartaru nie ma powrotu, kto tam trafi na wieki zostaje potępiony. Kto mógłby wpakować Wiki w takie tarapaty? Nikt inny jak Beleth i Azazel, diabły, które koniecznie muszą wymyślić, jak uwolnić dziewczynę.
Trylogia Miszczuk przedstawia dość interesujący, niejednokrotnie humorystyczny obraz zaświatów, oswaja niewiadome i w zgrabny sposób przeprowadza walkę pomiędzy siłami dobra i zła. Nadaje istotom diabelskim namiastki sumienia i uczuć wyższych, przez co Beleth, Azazel czy Lucyfer przestają być postaciami szablonowymi, zyskują indywidualny rys. Kreowani są również w taki sposób, aby mimo ich etosu upadłych aniołów, czytelnik mógł ich polubić, a nawet wybaczyć krętactwa, oszustwa i kłamstwa. Świetnie wykreowane zostały także inne postacie, narcystyczna Kleopatra, transseksualny diabeł Belfegor, czy „ono” Śmierć.
Cykl nie jest pozbawiony wątków miłosnych, Wiktoria powraca na ziemię by zawalczyć o miłość ukochanego Piotrusia (zdrobnienie Piotruś było tak nagminne używane, że chwilami miałam ochotę wyrzucić książkę przez balkon), jednak na krok nie ustępuje jej zmysłowy Beleth, który zrobi wszystko by zaciągnąć dziewczynę do łoża.
Autorka stworzyła interesującą historię, w której elementy kryminału, romansu i fantasy łagodnie się z sobą splatają i pociągają czytelnika w świat kolorowy, ekscytujący i bawiący się znanymi motywami popkulturowymi.
Ciekawy pomysł! Za to lubię też niektóre opowiadania Pilipiuka -tworzy właśnie taką totalnie abstrakcyjną rzeczywistość. I pomimo graniczenia z absurdem, wszystko jest bardzo spójne i logiczne 🙂 Polecam! …No, może oprócz najnowszych, „Wilczego leża” – moim zdaniem najsłabsze.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czytałam niegdyś serię dziejącą się w Krakowie. O Siostrach Krzeszowskich bodajże. Alchemiczka, policjantka i wampirzyca. Bardzo mi sie podobało😊 ale młodziutka wtedy byłam, może sobie odswieżę😁
PolubieniePolubienie
Każdy lubi bajki, ja też. A taki jest ich wybór, ale nic nie przebija wujka Andersena☺
Pozdrowienia Zb
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jestem fanką Twojego bloga. Dlatego też nominowałam Cię do Mystery Blogger Award. https://ladegis.wordpress.com/2018/07/18/szwedzka-polka-nominowana-do-mystery-blogger-award-przez-blog-caffe/.
Nominacja oraz jej przyjęcie są dobrowolne, ale mam nadzieję, że ją przyjmiesz i będziesz się dobrze bawić!
Pozdrawiam!!:
Ladegis
PolubieniePolubienie
Ta trylogia została rozjechana walcem przez Niezatapialną Armadę, więc w życiu po nią nie sięgnę. Taką mam myśl na marginesie – czy dojrzały autor wstydzi się swoich pierwszych drukowańców? Czy zastanawia się, po co mu było to parcie na szkło, mógł chwilę poczekać, dopracować… Bo pani Miszczuk poszła do przodu, a trylogia jednak wydrukowana, będzie szanowaną autorką, a w dyskusji ktoś jej rzuci z tłumu właśnie tą trylogią, co to w tym kształcie nie powinna światła dziennego oglądać…
PolubieniePolubienie
Hm… ciężko powiedzieć, czy się wstydzi. To pewnie zależy od charakteru autora. Niektórzy zapewne są tak pewni swojej wielkości, że każdy byle świstek wychodzący spod ich ręki będą uważali za dzieło wszechczasów. Inni wydają teksty i są wiecznie niezadowoleni z rezultatów swojej pracy, decydują się na zakończenie poprawek, kiedy przyciska ich wydawca. Sądzę, że rozsądnie jest podejść do tej kwestii z dystansem i humorem i słabe twory pisarskie traktować jako przestrogę w dalszej pracy.
PolubieniePolubienie